Arka Gdynia - Stomil Olsztyn 4:1 (Nalepa 18', Renusz 24', Marcus 26', 63' - Maczułenko 78')
Arka: 24. Jakub Miszczuk - 32. Przemysław Stolc, 29. Michał Marcjanik, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 26. Michał Renusz, 14. Michał Nalepa (65, 19. Michał Rzuchowski), 6. Antoni Łukasiewicz (85, 18. Michał Gałecki), 25. Paweł Wojowski - 8. Marcus da Silva - 9. Paweł Abbott (74, 11. Michał Szubert).
Stomil: 82. Piotr Skiba - 18. Janusz Bucholc, 55. Witalij Berezowśkyj, 87. Arkadiusz Czarnecki, 27. Tomasz Wełna - 22. Roman Maczułenko, 16. Dawid Szymonowicz, 4. Ihor Skoba (46, 77. Paweł Łukasik), 21. Łukasz Jegliński, 24. Karol Żwir (46, 8. Piotr Głowacki) - 11. Wołodymyr Kowal (81, 19. Łukasz Jamróz).
Żółte kartki: Warcholak - Głowacki, Kowal, Maczułenko, Wełna.
Sędziował: Łukasz Bednarek (Koszalin).
Widzów: 5594.
Przed tym meczem piłkarzy Arki przestrzegali wszyscy. Stomil przegrał zaledwie 1 z 11 wyjazdowych spotkań i niektórzy upatrywali w gościach nawet faworyta do zwycięstwa. Niektórzy pesymiści pisali nawet, że wysokie zwycięstwo na inaugurację to pokłosie tego, że GKS grał długo w osłabieniu. My sygnalizowaliśmy jednak, że Arka już tydzień temu zagrała bardzo dobry mecz i wszystko wygląda w tej drużynie jak należy. Funkcjonuje obrona, nareszcie chodzą skrzydła, w wysokiej formie jest Marcus da Silva. Wiele osób myślało chyba podobnie, bo dziś od samego rana do punktów sprzedaży ustawiały się bardzo długie kolejki. Ostatecznie na meczu pojawiło się blisko 5600 kibiców, co przy aktualnej sytuacji Arki w tabeli należy uznać za bardzo solidny, by nie powiedzieć - dobry rezultat. Stać nas oczywiście na jeszcze więcej, ale to frekwencja wyższa niż na wielu stadionach ekstraklasy!
Piłkarze wiedzieli, że nie mogą zawieść tylu kibiców i tym razem bardzo szybko zabrali się do roboty. Od początku Arka narzuciła swój styl gry, otwierając wynik w 18 minucie. Najlepszy na boisku Nalepa agresywnym pressingiem odebrał piłkę rywalowi. Akcję poprowadził Abbott, który odegrał "Małemu" idealnie w tempo. 19-latek wbiegł w pole karne i pewnie pokonał Skibę. Trenerzy musieli być z tej akcji dumni. Raz, że swój udział zaliczył napastnik Arki, którego starali się zimą odbudować, a dwa, że bramka była następstwem szybkiego odbioru piłki w środkowej strefie. Trener Witt powtarzał często, że ten element futbolowego rzemiosła to jego "konik" i często decyduje o losach meczu. Żółto-niebiescy nie czekali z kolejnymi bramkami zbyt długo. W 24 minucie z prawego skrzydła ściął do środka Renusz. Rozejrzał się, popatrzył, chciał podać, po czym... zmienił zdanie. Efekt? Gol "stadiony świata" jakich często w Gdyni nie oglądamy. Piłka zatrzepotała w samym okienku bramki, wpadając tam niczym pocisk. 2:0. Wystarczająca przewaga? Niekoniecznie. Nie minęły dwie minuty, a znów kibicom pokazał się Abbott (gdy schodził z boiska dostał burzę braw, kto by pomyślał jeszcze kilka miesięcy temu...). "Ubot" dostał podanie od Stolca, wpadł w pole karne, uderzył na bramkę, a pechowo broniący Skiba odbił piłkę wprost na głowę Marcusa. Napastnik Arki dopełnił dzieła, wyskakując ponad obrońcę gości. Stomilu nie było stać w I połowie na nic. Od początku meczu wyglądali na przestraszonych, stłamszonych atmosferą piłkarskiego święta, która dziś była w Gdyni. Serce rosło, gdy oglądaliśmy wypełnioną "Górkę" i "Tory". Na pewno oddziaływało to też na piłkarzy, widać było, że zależy im dziś wyjątkowo.
Po przerwie obraz gry nie zmienił się za bardzo. Trener Stomilu zmieniał wykonawców, nakazał zespołowi ustawić się nieco wyżej, ale dziś starczyło to na jednego honorowego gola. Padł on, gdy losy meczu były rozstrzygnięte. W 63 minucie swoją pierwszą asystę w 50. meczu dla Arki zaliczył Wojowski. Młody skrzydłowy dorzucił piłkę z lewego skrzydła wprost na głowę Marcusa, który dziś królował w powietrzu. Akcję rozpoczął Renusz, ogrywając w środku pola trzech rywali. Obu skrzydłowym ten mecz trzeba zapisać na wielki plus. Tak działa rywalizacja w drużynie. W końcówce meczu kolejną szansę miał Marcus, gola mógł strzelić Rzuchowski, ale nie ma co wybrzydzać. Arka prezentuje się wiosną kapitalnie. W każdej formacji. "Zaczęło się dziać coś fajnego" - jeśli tak na konferencji mówi stonowany zazwyczaj trener Niciński, to wiedzcie, że rzeczywiście coś się dzieje.